Aktualności

7 sierpnia 2018

Toksyczna polityka sprawia, że dieselgate wciąż smrodzi

Szczyt, który odbył się w Berlinie, w czasie tak zwanego kryzysu diesla w roku 2017, wydawał się zwiastunem rozwiązania toksycznych problemów. Po roku sytuacja niewiele się zmieniła. Przekaz, jaki dostajemy z niemieckich sądów wydaje się dość jednoznaczny i trzeba być głuchym, aby go nie usłyszeć. Sędziowie orzekli, że jeśli decydenci na szczeblu krajowym, stanowym i lokalnym nie zrobią czegoś przeciwko zanieczyszczeniu dwutlenkiem azotu, zostaną nałożone kolejne zakazy dla pojazdów z silnikiem wysokoprężnym w kilkudziesięciu niemieckich miastach, na wzór Hamburga i Stuttgartu.

Eksperci są zgodni: problem można rozwiązać jedynie poprzez modernizację starszych pojazdów z silnikiem wysokoprężnym, co jest technicznie skomplikowane i kosztowne a producenci samochodów nie chcą za to płacić. Politycy lubią unikać tego przesłania, ale wkrótce nadejdzie chwila prawdy.

Wiele środków, niewielki efekt

Podczas „szczytu diesla” w Berlinie, który odbył się w sierpniu zeszłego roku, czyli w najważniejszym momencie kryzysu oraz w trakcie kampanii wyborczej do Bundestagu pojawiło się mnóstwo politycznych propozycji na rozwiązanie tego problemu. Szczyt gromadził polityków, liderów biznesu i ekspertów, aby znaleźć sposób na ich wdrożenie. Przekaz był jasny: „Za wszelką cenę chcemy uniknąć wprowadzenia zakazów”.

Od tego czasu prawie 3 miliony z około 5,3 miliona samochodów z silnikiem Diesla zostało wyposażonych w nowe oprogramowanie do kontroli emisji spalin. W Niemczech uruchomiono również specjalny program o wartości 1 miliarda euro w celu wprowadzenia elektrycznych autobusów do miast. 200 000 kierowców przerzuciło się na nowsze modele z silnikiem diesla, dzięki premii na zakup samochodu spełniającego aktualne normy emisji.

Łyżka dziegciu

Pozostała jedynie modernizacja pojazdów, ale tutaj napotykamy pewne trudności. Rząd niemiecki a ww rzeczywistości wszystkie ostatnie rządy w sprawach środowiska i klimatu mocno się ociągają. Ministerstwo Środowiska dąży do modernizacji technicznej, z kolei Ministerstwo Transportu nie potrafi uzyskać zgody od producentów samochodów. Jednak Volkswagen nie miał problemu by oszukiwać i truć przy pomocy skomplikowanych sztuczek z oprogramowaniem. Kanclerz Angela Merkel, znajduje się gdzieś po środku tego problemu i zwyczajnie czeka. Merkel mówi, że chce mieć jasność w tej sprawie jeszcze do końca września, ale jest bardzo mało prawdopodobne, że poświęci na to czas. W rzeczywistości niemiecki rząd zawiódł. To, co należy zrobić, jest oczywiste. Wiedzą o tym eksperci, sądy wydały wyroki, ale politycy mają swoje własne powody do zmartwień. I to jest na rękę trucicielom z Volkswagena.

, , , , , , ,