Chociaż minęły prawie cztery lata od wybuchu skandalu Volkswagen Dieselgate, wciąż pojawia się więcej informacji, które szokują. Tym razem okazuje się, że Audi odegrało znacznie większą rolę w skandalu ze spalinami niż ktokolwiek wcześniej sądził.
Nowe informacje wyszły na jaw dzięki niemieckiemu dziennikowi Handelsblatt i bawarskiemu nadawcy Bayerische Rundfunk. Sprawa sięga 2007 i 2008 roku, kiedy inżynierowie Audi zdali sobie sprawę, że opracowana przez nich nowa generacja tak zwanych czystych silników wysokoprężnych nie spełniłaby bardziej rygorystycznych m.in. w USA, kluczowym rynku. „Nie zrobimy tego bez kilku brudnych sztuczek” – czytamy w jednym z e-maili inżynierów Audi.
Inne e-maile uzyskane w niemieckim dochodzeniu ujawniają, że menedżerowie oraz inżynierowie Audi omawiają „urządzenia oszukujące” i „omijanie cyklu testowego”. Już w 2003 roku twórca oprogramowania Audi napisał w e-mailu, że „CARB tego nie zauważy” w odniesieniu do instytucji kontrolującej jakość powietrza w Kalifornii. CARB później zmusiła VW do odkupienia lub naprawy ponad 400 000 pojazdów w USA.
Inżynierowie zaprojektowali rozwiązanie, które wtryskiwało AdBlue do układu wydechowego. Ale problem polegał na tym, że zbiorniki AdBlue muszą być bardzo mało, bo na większe nie ma w samochodzie miejsca. Z tego powodu projektanci zmniejszyli dawkę AdBlue poza cyklem testowym tak, aby właściciel zamiast uzupełniać płyn co 2000 kilometrów, robił to co 15000 kilometrów w serwisie. W ten sposób ominięto problem małego zbiornika ale auta zatruwały powietrze znacznie bardziej, niż dopuszczały to normy.
Menadżerowie koncernu byli tego w pełni świadomi. W premedytacją zaplanowali to oszustwo.