Volkswagen został zasypany skargami dotyczącymi poprawek wykonanych w ramach akcji serwisowej po wybuchu afery Dieselgate. Właściciele twierdzą, że tymi samochodami nie da się już jeździć.
Setki samochodów, które zostały oddane do dealerów w celu dokonania akcji naprawczych, mają teraz problemy z ruszaniem, zbyt wysokim zużyciem paliwa, słabym przyspieszeniem i wydają tajemnicze dźwięki. Przywołanie do serwisów miało w założeniu naprawić stosowane przez koncern Volkswagena oprogramowanie, które manipulowało wynikami testów emisji spalin.
W Wielkiej Brytanii 64 tys. właścicieli pojazdów Volkswagena wysunęło oskarżenia przeciwko producentowi w związku z Dieselgate. Wprawdzie koncern wciąż twierdzi, że samochody na rynku brytyjskim nie były wyposażone w oprogramowanie fałszujące, ale zaproponował właścicielom techniczną poprawkę. Jako cel akcji naprawczej podano poprawienie wskazań emisji spalin oraz uspokojenie klientów.
Prawie połowa z 1,2 mln egzemplarzy pojazdów marki Volkswagen, Audi, Seat i Skoda powróciły do dealerów w Wielkiej Brytanii. Po dokonaniu „naprawy”, wielu z kierowców złożyło skargę do Komisji Transportu, która prowadzi śledztwo w sprawie Volkswagena. W samochodach wykryto bowiem liczne problemy.
W piątek opublikowana została korespondencja pomiędzy komisją a Paulem Willisem, dyrektorem zarządzającym Volkswagena w Wielkiej Brytanii. Komisja twierdzi, że stanowisko koncernu nie jest wiarygodne. Skoro wszystko było w porządku z pojazdami, to po co przeprowadzono akcję naprawczą? Willis, oświadczył w liście, że techniczne poprawki zostały zastosowane, aby usunąć z umysłów klientów wszelkie wątpliwości co do stosowania nielegalnego oprogramowania przez Volkswagena.
Willis powiedział, że koncern będzie badał wszystkie skargi bez żadnych dodatkowych opłat. Ponadto podkreślił, że problemy z pojazdami po akcji naprawczej były „wyjątkami”.
Do tej pory z 470 tys. wykonanych poprawek zgłosiło się 3,5 tys. niezadowolonych klientów.
