Volkswagen obwinia swoich klientów, którzy nie zgodzili się na akcję serwisową ale chyba nie jest to najlepszy sposób na poradzenie sobie z aferą spalinową. Brytyjska Komisja Audytu ds. Środowiska Izby Gmin (House of Commons’ Environmental Audit Committee) zażądała od Volkswagena wyjaśnień. Według najnowszych informacji, firma do tej pory nie przeprowadziła poprawek nawet w jednej trzeciej samochodów powiązanych ze skandalem Dieselgate. Zgodnie z zobowiązaniem wobec niemieckiego rządu, producent powinien już kończyć kampanię serwisową.
Mary Creagh, członkini parlamentu oraz przewodnicząca Komisji ds. Audytu środowiskowego w liście do Departamentu Transportu wyraziła obawy dotyczące braku postępów w akcji naprawczej samochodów wyposażonych w „urządzenia oszukujące”. W Wielkiej Brytanii sprzedano prawie 1,2 miliona pojazdów Volkswagena, Audi, Seata i Skody wyposażonych w nielegalne oprogramowanie fałszujące. Do tej pory „naprawiono” niewiele ponad 800 tys. pojazdów Ok. 400 tys. egzemplarzy wciąż nie trafiło do dealerów. Liczba wykonywanych napraw gwałtownie spadła w porównaniu z początkiem roku. Do serwisów trafia znikoma liczba samochodów.
Próbując oskarżyć klientów, Volkswagen się pogrąża
Problem polega m.in. na tym, że kampania naprawcza 1,2 mln samochodów została przeprowadzona przez brytyjski oddział Volkswagena dobrowolnie i nie jest w żaden sposób prawnie narzucona. Przymusowe akcje naprawcze w Wielkiej Brytanii mają miejsce jedynie w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa. Volkswagen próbuje jednak winić klientów za to, że nie oddają swoich pojazdów do serwisów. Akcja naprawcza jest tak naprawdę jednym ze sposobów na uniknięcie winy za skandal Dieselgate. „Działania serwisowe pozostają dobrowolne i zdajemy sobie sprawę, że niektórzy klienci z własnej woli odrzucili wdrożenie środków technicznych” – rzecznik prasowy Volkswagena powiedział The Times.
Naprawa szkodzi pojazdom
Rzeczywiście, tysiące właścicieli odmówiło aktualizacji oprogramowania swoich samochodów ze względu na zarzuty, że naprawa pojazdom szkodzi. Pojawiły się również skargi, że czynności serwisowe negatywnie wpływają na konsumpcję paliwa oraz osiągi. Volkswagen zaprzeczył, podobnie jak w przypadku praktycznie każdego aspektu skandalu Dieselgate. Liczba klientów niezadowolonych ze sposobu, w jaki firma postępuje ze swoimi klientami rośnie. Korespondencja, jaką Volkswagen początkowo wysyłał do klientów wskazywała, że kampania naprawcza jest obowiązkowa. W błąd wprowadzało również logo brytyjskiej Agencji Rejestracji Kierowców i Pojazdów (DVSA), którym oznaczono dokumenty od producenta. Wielu właścicieli skarżyło się, że korespondencja wskazywała na to, że zostali prawnie zobowiązani do przeprowadzenia czynności serwisowych.
Grupa dyskusyjna „Volkswagen Diesel Customer Forum (Emissions Scandal)” na Facebooku informuje o licznych problemach z pojazdami pojawiającymi się po aktualizacji oprogramowania. Społeczność grupy składa się już z ponad 6500 członków. Skarżą się m.in. na pogorszenie osiągów, wzrost spalania oraz pogorszenie trwałości samochodów. Grupa prowadzi intensywną kampanię przeciwko Volkswagenowi w mediach społecznościowych. Wpisy dotyczące zachowania producenta w sprawie Dieselgate, można odnaleźć wpisując #vwfixfail.
Śledztwo dotyczące skutków akcji serwisowej, przeprowadził również program BBC „Watchdog”. W jednym z opisywanych przypadków, nietypowe zachowanie pojazdu było najprawdopodobniej przyczyną wypadku. Samochód na autostradzie wszedł w tzw. tryb awaryjny i zaczął nagle zwalniać. Program opisywał również historie innych właścicieli, którzy po czynnościach naprawczych doświadczyli pogorszenia parametrów swoich samochodów. Skarżyli się na słabsze osiągi oraz większe zużycie paliwa.
Volkswagen zaprzecza, wbrew faktom
Volkswagen, jak zwykle wszystkiemu zaprzecza. Firma nie chce przyznać, że wprowadzone „środki techniczne” są przyczyną problemów. Firma twierdzi wręcz, że poprawka w ogóle nie wpływa na osiągi ani konsumpcję paliwa. Rodzi się zatem pytanie, dlaczego samochodów od początku nie sprzedawano w takim stanie i dlaczego w ogóle istniała konieczność oszustwa. Zaraz, zaraz, jest to przecież ta sama firma, która zaprzeczyła, że w ogóle dopuściła się manipulacji i odmawia wypłaty odszkodowań swoim klientom. Uwzględniając te wszystkie aspekty, słowa producenta trudno uznać za godne zaufania.Magazyn Autocar przeprowadził testy modelu Volkswagen Touran przed i po naprawie. Okazało się, że czynności serwisowe miały negatywny wpływ na zużycie paliwa. Oczywiście Volkswagen podważył legalność testu i wciąż uświadczał wszystkich w przekonaniu, że jego magiczna poprawka nie wywołuje niepożądanych skutków ubocznych. Austriacka grupa konsumencka dowiedziała się, że 43 proc. właścicieli zauważyło zwiększone zużycie paliwa, pogorszenie przyspieszenia oraz szarpanie podczas przyspieszenia. Wiele doniesień dotyczyło problemów z filtrem cząstek stałych (DPF), który stał się bardziej obciążony niż poprzednio.
Pora po sobie posprzątać
Postępowanie Volkswagena w sprawie skandalu Dieselgate było haniebne od samego początku i wciąż jest dalekie od jakiejkolwiek formy przyzwoitości. Firma traktuje swoich klientów i brytyjską opinię publiczną jak idiotów. Volkswagen oczekuje, że zaakceptujemy ciągłe kłamstwa, zaprzeczenia oraz brak skruchy. Ostatnia żałosna próba oskarżenia klientów za niespełnienie swoich obietnic udowadnia, że Volkswagen sądzi, że jest ponad prawem. W zapierającym dech w piersiach przejawie arogancji i hipokryzji, dyrektor zarządzający Volkswagena w Wielkiej Brytanii, Paul Willis powiedział w lutym, że Volkswagen nie zrobił nic złego, a akcja serwisowa 1,2 miliona pojazdów została przeprowadzona tylko po to, by uspokoić klientów. Willis argumentował, że firma nikogo w błąd nie wprowadziła ponieważ sprzedaż samochodów w Wielkiej Brytanii nie bazowała na poziomie emisji NOx. Oczywiście nie rozwiązuje to kwestii, dlaczego Volkswagen fatyguje się zapewnieniami, że wszystkie inne pojazdy spełniały normy emisji spalin i dlaczego modele wyposażono w oprogramowanie fałszujące skoro spełniały wszystkie normy…
W USA został surowo ukarany
W Stanach Zjednoczonych Volkswagen został obciążony za swoje oszustwa karami w wysokości miliardów dolarów. W każdej innej części świata w postępowaniu producenta nie widzi się nic złego. Nie dzieje się tak dlatego, że USA ma bardziej restrykcyjne normy emisji spalin, ale ze względu na sformułowanie poszczególnych zapisów prawnych w tym kraju Zasadniczo, producenci w USA są zobowiązani do formalnego zidentyfikowania każdego systemu, który kontroluje emisję spalin samochodów i przedstawienia odpowiednich dokumentów Amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Volkswagen oczywiście nie zadeklarował swojego starannie ukrytego „urządzenia oszukującego”. Producent nie został więc ukarany za naruszenie emisji, ale za niezgłoszenie tajnego oprogramowania. Inne kraje nie mają podobnej klauzuli prawnej, dlatego nie były w stanie ukarać Volkswagena.
Pracownicy brytyjskich salonów dealerskich Volkswagena, Audi, Seata i Skody zgłaszali do Car Expert, swoje niezadowolenie z powodu ponoszenia odpowiedzialności za zachowanie Volkswagena. Muszą radzić sobie z tysiącami niezadowolonych klientów. „Raczej nie oczekuję, że klienci będą współczuli sprzedawcom, ale jako były dyrektor sprzedaży w salonach Volkswagena i Audi mogę wczuć się w ich rolę. Jestem wściekły, że przez kilka lat sprzedałem nieświadomym klientom setki pojazdów wyposażonych w urządzenia oszukujące. Podobnie jak inni sprzedawcy, byłem zadowolony, że mogę podzielić się z innymi mantrą „Ekologiczny Diesel” nie mając pojęcia, że firma cynicznie manipuluje swoimi samochodami w testach emisji spalin”.
Volkswagen ukrywa niewygodne fakty
Zgodnie z oświadczeniem producenta, aktualizacja oprogramowania nie wywiera absolutnie żadnego negatywnego wpływu na samochody. Mimo to Volkswagen po kryjomu rekompensował niektórym właścicielom straty w przypadku mechanicznych problemów po naprawie. Volkswagen opisuje swoje działanie jako „czynność wzbudzająca zaufanie klientów”. Firma słono płaci za naprawy systemów paliwowych i wydechowych, ale dlaczego to robi, skoro usterka nie była powiązana z kampanią naprawczą?
Car Expert: Nie kupujcie „naprawionych” samochodów
Czy warto kupić używany samochód marki Volkswagen, Audi, Seat lub Skoda po kampanii serwisowej? Odpowiedź brzmi: Nie. Istnieje zbyt wiele doniesień o usterkach, pogorszeniu osiągów oraz większym zużyciu paliwa, by była to dobra decyzja. Na rynku są tysiące innych samochodów, których zakup jest mniej ryzykowny. Czy warto kupić używany samochód marki Volkswagen, Audi, Seat lub Skoda, które nie poddano kampanii naprawczej, ale znajduje się na liście wadliwych pojazdów? Najprawdopodobniej również nie. Firma wciąż atakuje właścicieli, którzy bez ogródek odmówili wdrożenia tej poprawki. Jest bardzo prawdopodobne, że rząd w końcu wymusi na właścicielach oddanie swoich pojazdów do serwisów Volkswagena. Być może stanie się to konieczne do uzyskania ważnego przeglądu pojazdu lub pojawią się inne metody wymuszające na właścicielach tę czynność. Jak już wspomnieliśmy wcześniej, przymusową akcję serwisową przeprowadza się wyłącznie ze względu na aspekty związane z bezpieczeństwem, ale być może i ten zapis wkrótce ulegnie zmianie.
Jeśli jesteś właścicielem jednego wadliwych Volkswagenów, w stanie zarówno przed, jak i po aktualizacji oprogramowania, masz prawo mieć pretensję. Skandal z Dieselgate sprawił, że ludzie zaczęli obawiać się kupna używanego auta z listy bez względu na powyższe zalecenia. Od Volkswagena nie dostaniesz jednak nawet przeprosin, mimo że firma Cię oszukała. Jeśli chcesz sprzedać swój samochód prywatnie lub wymienić go na inny pojazd spoza Grupy Volkswagen, ucierpi najprawdopodobniej jego wartość. Jeśli w ramach rozliczenia wymienisz go na inny model od Volkswagena, Audi, Seata lub Skody, możesz spodziewać się tzw. „bonusu lojalnościowego”, ale wówczas kupujesz samochód od firmy, która Cię oszukała.
Doznałeś szkód z powodu skandalu Dieselgate? Pracujesz w salonie dealerskim i masz do czynienia z podobnymi przypadkami? Czy twój samochód przeszedł czynności serwisowe i ma niepokojące objawy? Zgłoś się do nas!